|
|
| Autor | Wiadomość |
---|
Generał | Temat: Magazyn alkoholi Czw Sie 27, 2015 7:17 pm | |
| Najmniejszy z wszystkich pomieszczeń jednak niewątpliwie jeden z ulubionych, magazyn alkoholi kusi różnorodnością zbiorów i ich wiekiem. Niejednokrotnie miejsce potajemnych schadzek, ze względu na swoją przytulną atmosferę, niskie rzędy regałów i spore, drewniane beczki, oraz, oczywiście, możliwość bezprawnego opróżnienia wybranej butelki. Przy odrobinie szczęścia można dostać się do magazynu niezauważonym, bo znajduje się on na drugim końcu rozległego korytarza, tuż przy tak rzadko używanych schodach. |
| | | Dionysius Pochodzenie : Metropolia Kanion Miejsce zamieszkania : Metropolia Kanion Wiek : 36 lat | Temat: Re: Magazyn alkoholi Pią Paź 02, 2015 11:12 pm | |
| Przyjeżdżaj. Nie dyskutuj. Nie zadawaj bezsensownych pytań, bo marnujesz tylko świerszcza. Koniec. Bez wyjaśnień. Bez czasu i miejsca. Bez ludzi. Bez odpowiedzi. Kolejne połączenie, tym razem wychodzące. Nim skończyłeś rozmowę z dyżurną stacji, już gotów byłeś do wyjścia. Dokumenty w teczce, twarz spryskana wodą, sygnet ze świerszczem zsunięty z dłoni, schowany w wewnętrznej kieszeni koszuli, trzy kuleczki liczi między palcami, oczy co chwila zachodzą ci mgłą ze zmęczenia. Layla na do widzenia całuje cię w ramię i przerzuca przez nie piaskową chustę, bo na zewnątrz panuje dziś wyjątkowy skwar. Nawet na nią nie patrzysz, zatrzaskując za sobą drzwi. Nie masz czasu na czułości, za dwadzieścia minut najbliższy pociąg z dostawą medykamentów do Schronów odjeżdża, nie będą na ciebie czekać. Wystarczy, że udało ci się załatwić w nim miejsce dla siebie. Sprawy rządowe, szanowna pani. Jakże nienawidzisz posługiwać się tą wymówką. Odpowiednie hasło i cała Federacja stoi ci otworem, jakby nigdy nie miała dla ciebie jakichkolwiek granic, żadnych zamkniętych drzwi, tajemnic, których nie mógłbyś poznać. Gówno prawda. Sama Federacja jest jedną wielką tajemnicą i nawet Rada nie jest w stanie jej rozgryźć. Może kiedyś, tych kilka pokoleń wstecz, gdy wszystko się rodziło, gdy nic nie było jeszcze uformowane, ktokolwiek był w stanie nad tym chaosem zapanować, ale obecnie nie istniała siła, choćby najmniejszy byt, który byłby w stanie to wszystko przeniknąć i ogarnąć. Nie ma najmniejszych szans, żeby rozłożyć to ponownie na czynniki pierwsze, zbyt głęboko system zapuścił korzenie, wijąc się pod znaną Tamijczykom częścią Schronów. Pod całym Tam. Jak organizm, którego budowy jeszcze nie dane było ci poznać. I chociaż nie interesuje cię, gdzie ma głowę, ile kończyn, jak ogromne serce, czułbyś się lepiej, wiedząc z czym masz do czynienia. Ciągłe uczucie niepewności, w jakim tkwisz, kiedyś cię zabije, wydrążając w środku dziurę, w którą wpadają wszystkie uczucia, każda myśl, każde niewypowiedziane słowo, skrupulatnie tworząc bombę mającą pewnego razu rozsadzić cię od środka, wyrzucając na zewnątrz każdą z obaw, wszystkie przekleństwa i tłumioną złość. Spalisz za sobą mosty bez mrugnięcia, na koniec sam wpadając w dziurę, będąc jedną wielką niepewnością. Dla siebie. Dla innych. Gwizd. Szarpnięcie. Śmiechy. Poważne miny. Skwar. Strużki potu zalewające powieki. Dopiero po kilkunastu godzinach podróży, docierając do Schronów, dowiadujesz się, czego od ciebie chcą. W tym czasie zdążyłeś wygryźć po wewnętrznej stronie policzków olbrzymie rany, tak że przez całą drogę do magazynów czujesz w ustach metaliczny smak krwi, który ustępuje, kiedy zostawiają cię sam na sam z dziesiątkami beczek i butelek. Inspekcja trunków z twojej winnicy. Kurwa, dzięki ojcze. Zerkasz na wojskowych stojących przy wejściu. To będzie długa noc dla wszystkich. |
| | | Saragossa Pochodzenie : ZPU Miejsce zamieszkania : Schrony Wiek : 24 | Temat: Re: Magazyn alkoholi Sob Paź 03, 2015 12:53 am | |
| Hej, Mechaniczna! Patrzcie, patrzcie kto idzie. Stary, to ta świruska. Wszyscy to powtarzają. Wszyscy jak jeden mąż, bo usłyszą to od starszych żołnierzy, przezwiska tak szybko się rozchodzą, a twoje zwłaszcza, ciągną się za tobą, chociaż nie rozumiesz, a ci, którzy ci dokuczają pewnie nawet nie zastanawiają się dlaczego. To się kiedyś zaczęło. Wraz z twoim pojawieniem się tu. Nasilając z każdą nową warstwą kokonu. Zaczęło się od niewidocznej skóry, a potem uczepili się twoich Mechanicznych. Spójrzcie, Maszyna idzie, hej laleczko, gdzie masz swoją zabaweczkę? Nie odpowiadasz im, zerkasz tylko, choć i tak nie mogą tego widzieć przez twoją maskę. Dzieciaki, dekadę młodsze, kiedy tylko nikogo, kto mógłby ich skarcić nie ma w pobliżu wykorzystują okazję i pozwalają sobie na trochę luzu. A i tak, kto ich skarci? Tak niewiele osób wstawia się tu za tobą. Nie potrzebujesz tego, oczywiście, ale nie po to wstąpiłaś do wojska, aby obcować z ludźmi, którym brak dyscypliny. Ileż to razy obmyślałaś sobie jak jednym ruchem mogłabyś tym smarkaczom zamknąć usta, przecież oni nie mają pojęcia, zielonego, o życiu tutaj, o twoim życiu zwłaszcza. Ale zostawiasz ich w spokoju, zawsze zostawiasz. Nie warto. Nie zapomina się, że i oni mają życie, z jakiegoś smutnego powodu ciebie obrali sobie za swoją najlepszą rozrywkę. Nie jedyni przecież, wśród Tamijczyków, tylko forma spędzania czasu trochę inna. Jesteś już zmęczona? Nie? To dobrze. Mimo wszystko, masz już wolne, już za chwilę, dopóki wszystko, co ma się znaleźć w chłodni zostanie tam złożone, a ogromne, grube drzwi dokładnie zamknięte. Obserwujesz otoczenie, ludzie zerkają w kierunku magazynu alkoholi, ale nie próbują nawet wykonać w tamtym kierunku pół kroku, przecież widząc wojsko na straży nikt normalny nie podejdzie śmiało i nie położy łapy na nie swojej butelce. Dziś w nocy obejdzie się bez rewelacji i echa pijanego chichotu. Chociaż dla was to nie plus, wcale, bo najwyraźniej dziś patrol będzie tam stał całą noc. Ale, to nie twoja sprawa, Saragosso, drzwi do chłodni zamknięte, ty jesteś już wolna. Odwracasz głowę i oddalasz się, puszczając mimo uszu idiotyczne uwagi młodych żołnierzyków spod alkoholowego. Mogłabyś ich zdzielić, przecież potrafisz pokazać charakter, a oni, dla chwili uciechy, pokazują gościowi jaka w wojsku panuje niesubordynacja. To nie prawda. Ale opinia pewnie już pójdzie. Nie ty będziesz się tym zajmować. Pogłoski o takim zachowaniu przy kimś z zewnątrz na pewno dotrą do ważniejszych uszu. Zasnęłaś w trakcie czytania książki, choć nie do końca nieświadomie, odłożyłaś ją przecież, a sama odwróciłaś się na bok. Jak się okazuje, drzemka nocna w pełnym ubraniu to wcale nie taki głupi pomysł, bo po trzech niespełna godzinach budzi cię łomot w drzwi celi. Menhir, wstawaj. Masz 10 minut żeby dotrzeć na magazyny. To bardzo dużo wbrew pozorom. Siadasz natychmiast, chwilę się przeciągasz i rozpoczynasz maraton nakładania uzbrojenia, choć i tak zabierasz tylko podstawowe rzeczy. Zapinasz guziczek munduru pod szyją, który odpięłaś, by wygodniej ci się leżało. Jakby ten guzik miał jakiekolwiek znaczenie, i tak pod spodem pozakrywana jesteś jak mumia, guzik nie miałby wprawa wbić ci się w najmniejszy skrawek szyi. Szklanka wody. Szczęk zamka. W schronach zawsze panuje taka sama temperatura. A na noc faktycznie część oświetlenia jest odłączona. Co nie oznacza, że życie zamiera nagle, choć tutaj, w Koszarach, żyje się zupełnie inaczej niż poziom niżej. W windzie spotykasz Milovana i robi ci się prawie miło, bo Milovan nigdy nie naśmiewał się ani z ciebie, ani z twoich Mechanicznych. Nigdy jednak też nie zamienił z tobą słowa, ani nie zwrócił większej uwagi, nie jesteś więc do końca pewna, czy jawisz mu się obojętnie, czy nie przepada za tobą jak każdy, ale okazuje to w inny sposób. Wiesz na pewno, że nie wszystkich tak traktuje. Wiele razy przecież słyszałaś na obiadach jego śmiech przy sąsiednim stoliku. Zanim zdążyliście zasunąć kraty windy, wpada jeszcze mężczyzna, ten sam, który cię obudził, dysząc szybko krótką charakterystykę. Koleś z Kanionu, aha, człowiek od alkoholu, logiczne, nie wiesz tylko, dlaczego to ciebie i Milovana wysyłają na zmianę. Robi ci się nieprzyjemnie, na myśl, że tak sobie z was zakpiono. To robota dla smarków, czemu tych młodych nie zastąpią takimi samymi nowymi gnojkami? Aha oddelegować. A zrobił coś…? Zresztą, to nie twoja sprawa. I tak byś nie zapytała. Mężczyzna zasuwa kratę i wciska guzik, ulatniając się, gdy winda rusza. Stoicie tak, pędząc w górę w paru sekundach zupełnej ciemności. Magazyny, zawsze to samo, ponure, zimne światło. Wychodzisz pierwsza, rozglądając się na prawo i lewo. Jest bardzo późno, względnie bardzo, bardzo wcześnie, prawie nikogo tu nie ma, pewnie wszyscy ci, którzy chętnie przesiadują na tym poziomie o każdej porze tłoczą się teraz u Zehry. Nikt nie lubi obecności wojska. Docieracie do otwartych drzwi magazynu, spoglądasz w zmęczone oczy chłopców, no i co, pytaliście, gdzie moja zabaweczka? Tacy wygadani, zawsze, kiedy są w większej grupie, lub sporej odległości, ale teraz, stojąc tak blisko ponad dwu metrowego niedźwiedzia nie wydają się już pewni siebie. Zmiatajcie stąd. Przecież wiemy, widzimy, w jakim jesteście stanie, smarki. Wyspać się, ile można, przecież o 6 znowu poranne biegi. Obserwujesz jak maszerują korytarzem, zastanawiając się, czy Tamijczycy nie są przypadkiem coraz słabsi, skoro zwykły, najprostszy w świecie patrol może tak strasznie zmęczyć. |
| | | Dionysius Pochodzenie : Metropolia Kanion Miejsce zamieszkania : Metropolia Kanion Wiek : 36 lat | Temat: Re: Magazyn alkoholi Sob Paź 03, 2015 9:22 pm | |
| Nie podoba ci się tutaj. Nie przepadasz za tym miejscem z żadnego konkretnego powodu. Po prostu. Nie pasuje ci tu absolutnie wszystko od ciągnących się w głąb ziemi korytarzy tak zimnych, jak zimne potrafią być tylko kurczowo zaciśnięte na połach twojej szaty dłonie kolejnego Roma, które zastąpić masz ażurowymi, pozłacanymi szczypcami, poprzez smród wolno rozkładających się ciał, który czujesz prawdopodobnie tylko ty, podświadomie uznając każdego mieszkańca Schronów za w połowie martwego, kończąc na ludziach i ich izolacji, gorszej nawet, w twoim mniemaniu, od tej, jaką chwalą się Sadownicy; gorszej bo cichej i ślepej, zupełnie jak los, jak olbrzymia, nieśmieszna karykatura Rady. I ty. Ty sam tutaj nie pasujesz, czując się jak szczur pod laboratoryjną obserwacją. W labiryncie, z którego dla ciebie nie ma wyjścia. Gdziekolwiek byś nie poszedł, w którąkolwiek stronę byś nie spojrzał, szukając sobie azylu, zawsze ktoś będzie wiedział, gdzie cię znaleźć, niosąc tę wieść dalej wraz z echem twojego oddechu odbijającego się od chłodnych, obcych ścian korytarzy. Magazyn wydaje ci się jeszcze mniejszy niż w rzeczywistości, gdy po kilku godzinach przekładania butelek z miejsca na miejsce niknące w ciemnościach pod sklepieniem regały wydają się składać do środka, zamykając cię w drewniano-szklanej klatce. Przecierasz dłonią zmęczoną twarz, kopnięciem przesuwając pod ścianę rozklekotaną drabinę, jaką raczono ci udostępnić do pracy w zamian za brak wcześniejszego przygotowania odpowiednich butelek i beczek. Doprawdy, nieoceniony gest dobroci. Aż się nóż w kieszeni otwiera. Gdyby ci jeszcze dano ludzi, z którymi mógłbyś opróżnić to, co przez czyjeś niedopatrzenie wylądowało wśród najwykwintniejszych winiaków, a czego ze zwykłej przyzwoitości nie wypada trzymać pod nosem Generała, a co wciąż, w większości do połowy opróżnione, leżakuje z całą resztą, może lepiej byłoby ci to wszystko znieść. Miast tego przez cały ten czas znosić musisz opowieści o „tym chuju brygadierze”, co nawet pięciu minut na odlanie się nikomu nie da, o Naheed i jej boskich piersiach, o rzyganiu gulaszem z nietoperzy, o szukaniu dziury w całym przez nowych ludzi Cumaliego, o-kurwa-każdym-złamanego-jarima-niewartym-słuchania-aspekcie-życia-w-Schronach. Jesteś pewny, że gdybyś nie narobił tego hałasu, z nudów gnoje zaczęłyby sobie wzajemnie obciągać, nawet nie kwapiąc się, by zaprosić cię do wspólnej zabawy. Gdy jeden z nich zagląda do środka, kiwasz na niego unosząc w górę jedną z rozplombowanych butelek. Ma końską twarz i zapewne równie koński rozum, bo natychmiast wraca na swoje stanowisko, nie siląc się choćby na wyjaśnienie sytuacji. W życiu nie spotkałeś większej pierdoły życiowej. Cholerna towarzyska dziewica. Masz szczerą nadzieję, że pochłonie go najbliższy habub, byś nigdy nie musiał obawiać się, że będzie poświęcał dla Federacji życie. Przerwy zaczynasz robić sobie coraz częściej i coraz dłuższe, w końcu chowając się za jedną z beczek, by skończyć przypadkiem znaleziony rum. Nie ruszasz się ze swojej tymczasowej kryjówki, nawet wtedy, gdy przed magazynem znów zaczyna być gwarno. Zamieszanie ustaje równie szybko i niepostrzeżenie, jak się zaczęło, a ty zaczynasz zastanawiać się, dlaczego właściwie nie zakończyłeś rozmowy, kiedy poznałeś jego głos. Dlaczego znów w jednej chwili rzuciłeś wszystko, jak głupiec, na złamanie karku, goniąc za cieniem. Dlaczego nie pociągnąłeś go za język, jak robisz to z każdym, by zrobić sobie wolny wieczór i wysłać tu zarządcę z Pól, by zebrał podwójne baty. A ty ciągle jesteś jak dziecko łaknące uwagi, jak ślepiec szukający właściwej drogi na pustyni, jak ćma lecąca wprost w płomień świecy. Ciągle dostrzegany przez wszystkich poza tym, na czyjej uwadze zależy ci najbardziej, ciągle potykający się o własne nogi, błądząc w koło, nie potrafiąc odnaleźć najlichszego nawet kierunkowskazu, ciągle się parząc, w porę nie wyczuwszy zagrożenia. Podnosisz się, głęboko wciągając przesiąknięte alkoholowym aromatem powietrze, aż drapie cię w gardle. Jeszcze jeden regał i koniec. Jeszcze… Zatrzymujesz się wpół kroku, zmieniając kierunek. Wychodzisz przed magazyn, po młokosach ani śladu, na ich miejscu dwójka nowych, na pierwszy rzut oka widać, że dużo bardziej doświadczonych wojskowych. I to. Zadzierasz w górę głowę, pocierając kciukiem kącik warg. Stoisz tak chwilę, mierząc się z niedźwiedziem spojrzeniem. Nawet byś się nie zorientował, gdyby tą wielką łapą przetrącił ci głowę, robiąc sobie z niej piłkę. - Piękny – mówisz tylko, a oczy błyszczą ci, gdy chowasz się w magazynowej klitce, wracając do pracy. Od razu idzie ci sprawniej. Takie cudo. Ile jeszcze niespodzianek skrywają Schrony? |
| | | Saragossa Pochodzenie : ZPU Miejsce zamieszkania : Schrony Wiek : 24 | Temat: Re: Magazyn alkoholi Sob Paź 10, 2015 9:45 am | |
| Od jak dawna już nie uważasz, że to tylko maszyna? Od jak dawna nie zauważasz, że on bez ciebie nie zrobi niczego, niczego? I nie chodzi o to, że ktokolwiek inny na twoim miejscu mógłby ruszyć go o milimetr, bo nie mógłby, niedźwiedź jest twój i prawie-tylko twój, bo oprócz tego w bladych oczach jest też przecież bardzo swój. Atomatycznie chyba, nie wiedząc nawet o tym, odwracasz co jakiś czas jego głowę na boki, jakby rozglądał się z własnej woli, kiedy akurat stoi, lub idzie, lub robi cokolwiek, co masz na myśli. Sprawia wrażenie przez to całkiem żywego. A ty i tak widzisz to, co on. Oczywiście, lubisz, kochasz wszystkie swoje zwierzęta, wszystkie są inne, każde z nich w twojej głowie ma inną osobowość, ale nic nie może równać się z niedźwiedziem. To najważniejsza rzecz istota w twoim życiu, jak serce, które z jakiś powodów musisz nosić na zewnątrz, bez serca ciężko żyć, a mimo wszystko, to tylko organ, czy dlatego swojego niedźwiedzia, ani żadnego innego zwierzęcia nie nazwałaś? Cała galeria bezimiennych maszyn. Czy ci, dla których tworzysz cudeńka na zamówienie też ich nie nazywają? Ojciec nadawał im imiona. A ty nie. Co z tobą, Saragosso? Mała, biała gąsko głupia, nikt cię tu nie lubi, nic dziwnego, nie jesteś sympatyczna, nie dla swoich najbliższych, co dopiero dla obcych. Mężczyzna zwraca twoją uwagę, w inny sposób niż jeszcze kiedy parę sekund temu myślałaś, że po prostu go tu pilnujcie. Nie jesteś pewna, jak odnieść się do jego spojrzenia, co oznaczało? Skąd masz wiedzieć. Jesteś nieprzystosowaną społecznie idiotką. Nie potrafisz rozróżniać żadnych ludzkich gestów poza areną. A może dlatego tak spojrzał? Bo bywa w Furii? Yrja by wiedział. Gdzie on teraz będzie? Nigdy nie można znaleźć go w tym samym miejscu, za każdym razem, gdy czegoś od niego chcesz musisz wysyłać małych Mechanicznych, aby odnalazły trop tego chujka. Co raz to nowsze miejsce, w których się znajduje nie zaskakują cię, co nie zmienia faktu, że są zaskakujące. Zerkasz nerwowo na Milovana i niespodzianka kretynko, patrzy na ciebie. Wie? Nie, raczej nie. Co taki człowiek jak Milovan robiłby w Furii. Chociaż… Tam zjawia się tylu ludzi, z różnych klas społecznych, wielu nigdy nie posądzono by o zamiłowanie do walk gladiatorów. Co więc z Milovanem? Czy to powód, dla którego się do ciebie nie odzywa i wręcz cię unika? Niewykluczone, że jest twoim przeciwnikiem, Saragosso, może zawsze kopiesz tyłek jego faworytowi, przez co on traci pieniądze w zakładach. Oczywiście, masz świadomość, że kilku wojskowych bywa na arenie, kilku przecież też spotkałaś w tych pomniejszych walkach, które mają miejsce porankami, w środku tygodnia, małe, kameralne, cieszące się znikomym zainteresowaniem, przypominające bardziej barowe bójki. Kilku dało ci do zrozumienia, że cię znają i kibicują, kilku ukradkiem splunęło na twój widok, paru zaledwie zrobiło to jawnie, widocznie nie obawiając się, że mogą za to oberwać od Saragossy. I słusznie, przecież nie tknęłaś ich, musisz i potrafisz to oddzielić. Wiesz jednak, że gdyby stanęli z tobą w szranki w Furii, nie mieliby szans. Zresztą, nie marnuj energii, przyda ci się do innych rzeczy. Uciekasz od Milovana wzrokiem i zerkasz do magazynu. Moglibyście mu pomóc, poszłoby szybciej, nikomu nic by się nie stało. Ale tyle godzin pracy chyba już nic nie zmieni? Rozejrzeć się można. Sięgasz do przypiętego go pasa woreczka i otwierasz go, przez chwilę grzebiąc w nim, aż trzeszczy, w końcu wyciągasz mechanicznego karalucha naturalnych rozmiarów i kucasz, kładąc go na ziemi i delikatnie popychając, chociaż znając sposób ich działania to było zupełnie bezsensowne posunięcie, świadczące jednak o twoim dziwacznym do Mechanicznych podejściu. Malec człapie w ekspresowym tempie po magazynie, wysyłając ci co sekundę raporty o stanie pomieszczenia, w końcu wdrapuje się na półki i stukając cicho ostrymi, metalowymi nóżkami po powierzchni szklanych baniaków zadziera ciałko w górę, jakby chciało spojrzeć na brodacza. Czułki ruszają się owadowi wytyczając non stop w powietrzu te same wzory. W końcu traci(sz) zainteresowanie i karaluch idzie dalej, podążając szybko w głąb magazynu, a ty, głupia gąsko, podrywasz się i chowasz natychmiast za grubą ścianą, bo cały ten proces obserwowałaś wychylając białą głowę zza framugi. Daj zwierzątku działać. A panu pracować, idiotko. Gorzej, niż z tymi młodymi, hałaśliwymi smarkwojakami. |
| | | Dionysius Pochodzenie : Metropolia Kanion Miejsce zamieszkania : Metropolia Kanion Wiek : 36 lat | Temat: Re: Magazyn alkoholi Czw Paź 15, 2015 8:12 pm | |
| Kłamiesz sam przed sobą z taką łatwością, jakbyś zamiast gorzkiej pigułki miał do przełknięcia dzban pełen najsłodszej czekolady. Który to już raz w ciągu ostatnich kilku godzin oszukujesz się, balsamując słodkimi słówkami raz po raz rozdrapywane rany, mieszając ślinę z wyimaginowaną krwią, by je zasklepić, głaszcząc się po głowie, odwracając uwagę od rzeczywistości? Ile razy, naiwnie wierząc w prawdziwość plecionych naprędce bujd, zdążyłeś przekląć już całe pokolenia, żałując że Federacja poskąpiła ci umiejętności swobodnego przekształcania czasu, zamiany wina w wodę, dematerializacji kłopotów czy chociażby cholernego bycia synem idealnym. Karmisz się tym fałszem, obwieszasz nim, lśniąc jak ulice dekoracjami w święto Wielkiego Świerszcza. Obarczasz winą wszystko i wszystkich wokół, byleby z własnych ramion zdjąć trochę tego uwierającego, wrzynającego się prawdą ciężaru: nie starasz się wystarczająco, dlatego ciągle wydaje ci się, że tkwisz w miejscu – więcej nawet – że się cofasz, wolno zataczając olbrzymie koło, by wreszcie wrócić tam, gdzie wszystko to się zaczęło. Rozważałeś nawet przez chwilę możliwość rzucenia całego tego gówna w cholerę, odcięcia się od niewygodnych aspektów obecnego życia, by zacząć wszystko od nowa od jedynego, słusznego punktu. Jako chirurg, spełniając matczyne ambicje, dając samemu sobie swobodę, o jakiej każdy inny na twoim miejscu mógłby tylko marzyć, mógłbyś na dobre zerwać kajdany pętające twoją wyobraźnię. Mógłbyś, a jednak wciąż tu jesteś. Otoczony pięknie opakowanym sokiem ze sfermentowanych winogron. Myślami pieszcząc kunsztownie wykonane, metalowe cielsko niedźwiedzia. Twoje kłamstwa wysysają z ciebie ochotę na kończenie tej niewdzięcznej roboty. Sprawniej idzie tylko przez chwilę, jak na początku, gdy cię tu wrzucono. To tylko moment, poprzewracanie kilku setek butelek, przetaszczenie z kąta w kąt kilku dzbanów większych od ciebie, wyłączenie się na dźwięki dopływające z zewnątrz, na głosy pokusy wypełzające z wnętrza, spragnione obcowania z tobą, jak z dawno niewidzianym przyjacielem, jak dziatki łaknące dobrego słowa, uspokajającego spojrzenia matki. Zaraz jednak tempo, jakie sobie narzuciłeś, zwalnia, gdy całą uwagę, którą poświęcasz pracy odwraca delikatny, metaliczny stukot. Kąciki ust drgają ci lekko. Jednak. Nasłuchujesz uważnie, próbując zlokalizować skąd dobiega dźwięk, prawie przy tym nie oddychasz, ważąc w dłoniach jedną z butelek. Na lewo, regał przed tobą. Podnosisz głowę w momencie, gdy za załomem drzwi chowa się cień. Jednak. A może jedynie zbyt dużo próbujesz sobie dopowiedzieć. Tak czy inaczej… Nie możesz mieć im tego za złe. To dość zamknięte środowisko, prawdopodobnie większość, jak nie wszyscy, znają się tu. To nie Metropolia, gdzie każdy przyzwyczajony jest do widoku, do zadawania się z obcymi – z innych dzielnic, z odległych zakątków Federacji. Tutaj każdy, czyjej twarzy się nie zna, z miejsca staje się intruzem. Kimkolwiek by nie był, po cokolwiek i z czyjegokolwiek polecenia by nie działał, z miejsca brany jest pod obserwację każdego. Jak ty teraz. Trochę, troszeczkę ci to schlebia. Wzrok wszystkich zwrócony tylko na ciebie. Bardziej jednak denerwuje cię, że patrzą ci na ręce, zaglądają przez ramię nie dając w spokoju pracować – może nawet sprawdzając, czy właściwie wykonujesz powierzone ci zadanie. To od zawsze cię denerwowało, to dlatego Fikriye wita gości chłodnym spojrzeniem obsydianowych oczu, wzrok wbity mając nieustannie przed siebie. Mógłbyś… Nie. Odstawiasz przedmiot na bok, niech będzie, że i ta butelka niezdatna jest do dalszego przechowywania jej w magazynie. Obchodzisz regał, szukając szpiega. Przystajesz co chwila, słuchając gdzie, jak daleko zawędrowały malutkie, mechaniczne nóżki owada, by wreszcie znaleźć go i chwycić za pancerzyk, unosząc na wysokość oczu. Obracasz stworzonko we wszystkie strony, oglądając uważnie i zastanawiając się, czy zaraz wybuchnie ci w dłoniach, czy ma w sobie truciznę, czy samodzielnie myśli, czy jest w pełni zależny od… Niej? To jej zabawki. Może będzie chciała go odzyskać. Może znaczy dla niej mniej niż metalowe elementy potrzebne na kolejnego żuczka. Uśmiechasz się, trochę do siebie, trochę do przyszłości, mocniej zaciskając palce na karaluchu. Chodź, maluszku. Pokaż, co jeszcze ciekawego znaleźć można w tym pomieszczeniu. |
| | | Saragossa Pochodzenie : ZPU Miejsce zamieszkania : Schrony Wiek : 24 | Temat: Re: Magazyn alkoholi Sob Paź 17, 2015 7:00 pm | |
| Dionizy, nie bądź naiwny, maluszek niczego ci nie pokaże, a już na pewno nie, jeśli go zakleszczysz w palcach w ten sposób. Tak nie wolno, Dionizy, musisz się nauczyć, nie wszystko ci wolno, a cudzych karaluchów zgarniać to już zwłaszcza. Może jest to tylko malutkie narzędzie, malutki pancerzyk, ledwo widoczne czułki, ale tak samo ledwo widoczne są ukryte w jego odnóżach igiełki, które wbijają się teraz w twoje palce. Ona wie, zawsze wie. Gdybyś tylko oglądał – cóż, proszę, jeśli musisz. Nic dziwnego, że chcesz, przecież to małe dzieło sztuki. Ale nie zabieraj, tego nie wolno. Kropelki krwi pojawiają się na twojej dłoni, piecze, co? Nie obawiaj się, to drętwienie ustanie za parę minut i twoja ręka znów będzie sprawna. Wyswobodzony karaluch ucieka czym prędzej pod jeden z regałów. Został mu jeszcze kawałek magazynu do zwiedzenia. Dionizy, nie obwiniaj maluszka, spójrz, kto tam stoi przy drzwiach, nie spuszczając z ciebie wzroku, nie mrugając niemalże. Zapamiętaj sukę, bo robi naprawdę wspaniałe zabawki. Nie chciałbyś jednak z nią obcować, uwierz mi, zapytaj Milovana jeśli chcesz. Nikt jej tu nie lubi. Chyba rozumiesz dlaczego? Nie potrafi się bawić. Nie tak, jak inni by chcieli. Odbiera sygnały od robaczka, stojąc dalej w miejscu, dopóki nie zbierze wszystkiego. Wtedy odwraca wzrok, na chwilę, by swojego małego przyjaciela zabrać z podłogi i schować do woreczka. Według niej powinieneś był uporać się z tym magazynem w krótszym czasie. Coś cię zatrzymało? Dionizy, nie znasz tego powiedzenia, najpierw praca, potem przyjemności? - Masz godzinę. – Służba nie drużba, ale Saragossa nie będzie się pierdolić. Góra powiedziała, że zmiana, dopóki brodacz nie skończy? Cóż, niech kończy, bo taki przydział to nie praca. Co nie, Milovan? Nie po to w wojsku siedzicie, żeby dupę miasteczkowcom pilnować kiedy będą sprawdzać, czy banderole są nienaruszone. Saragosso, już wiesz, kim ten człowiek mógłby być? Trudzisz się w głowie i naginasz, ale nie, wiele wersji przychodzi ci do głowy, wszystkie prawdpodobne, wszystkie tak samo nieistotne. To po prostu spędzanie czasu, spędzanie myśli. Nawet przez chwilę nie zastanawiałaś się, czy podać mu antidotum, niech się pomęczy, te parę minut, tępego bólu. Musisz przyznać, że nieczęsto masz okazję obserwować takie zjawisko, paradoksalnie. Ludzie, którym z reguły ból zadajesz nie mają czasu się nad nim zastanawiać, przystanąć, pokontemplować go razem z tobą. Nawet jeśli to drobna rzecz, jeśli nie zwija się tu przed tobą, może właśnie dlatego tak cię to hipnotyzuje. Nie w ten sposób, w jaki ludzie nie potrafią odwrócić wzroku od makabrycznych obrazków. Nie, zupełnie w inny. Spójrz na nią Dionizy. Jak dzikie zwierzątko. Nawet głowę tak przechyla. Nie wydaje ci się, że lepiej by jej było w innym ciele? Ta dziewczyna mało ma z człowieka, zobacz, jak jej oczy łakomo pociemniały, gdy się tak twojej małej krzywdzie miała okazję przyjrzeć. Jakby się chciała z tobą porozumieć w ten sposób. Nie jak z ofiarą. Trochę jak z kimś ze stada. Głupia. Głupia. Głupia. Upewniwszy się, że ból dionizową dłoń opuścił, odwraca się i wychodzi, znów stając przed magazynem, obok Milovana. Nieznacznie jednak drgają jej kąciki. A może tylko się jej wydaje, że to widać? W końcu jej twarz od zawsze jest zimna i kamienna.
|
| | | Dionysius Pochodzenie : Metropolia Kanion Miejsce zamieszkania : Metropolia Kanion Wiek : 36 lat | Temat: Re: Magazyn alkoholi Nie Paź 18, 2015 8:37 am | |
| Właśnie, Dionysius, nie bądź naiwny. Przeczuwałeś, że tak to się skończy. No, nie dokładnie tak, po prostu – nieprzyjemnie. Czy jednak całkiem? Czujesz, jak dziesiątki, setki, może tysiące drobnych igiełek wbija ci się w dłoń, w palce, niewidocznie dziurawiąc skórę, sito z niej robiąc, by ci się do wnętrza dobrać. Wychodząc na wprost ich oczekiwaniom, nawet mocniej jeszcze zaciskasz rękę, póki wciąż nie tracisz w niej czucia, mając nadzieję na poczucie tych szpileczek tańczących w obłąkańczym, pospiesznym tańcu na powierzchni kości. Nic z tego, kończy się zbyt szybko, prawie jesteś zawiedziony, gdy karaluch wyślizguje ci się z dłoni, głucho spadając na posadzkę. Umyka, nim udaje ci się podjąć jakiekolwiek kroki, by jeszcze chwilę, na odrobinę dłuższy moment zatrzymać go przy sobie. Znika z twoich oczu, pozwalając skupić ci się na kiełkującym bólu. Podobno to wszystko dzieje się w głowie, tak zawsze powtarzasz swoim pacjentom, kiedy zaczynają mieć wątpliwości, gdy środki otumaniające słabną, na chwilę rozjaśniając im umysły, pozwalając rejestrować otoczenie, oceniać sytuację, czuć jak silne są mocujące ich pasy, nim strach na powrót pozbawi ich przytomności. Podobno. Tak piszą w książkach, nie wierzysz im. Nie wierzysz w nic, czego sam nie doświadczyłeś, a tego nie dane było ci jeszcze poczuć. Nie w ten sposób, gdy z premedytacją starasz się oczyścić umysł z każdej myśli o bólu, torując sobie przez nie drogę nieświadomy, że te jak cienie znów za tobą podążają. Jak wierni kompani. Nie tego przez całe życie starał się nauczyć cię ojciec? Przypomnij sobie. Federacja nie została zbudowana na przyjemnościach, za zabawie, na igraszkach, chwilowych zachciankach. Obowiązek kierował pustynnikami, wytrwałe, ciche dążenie do celu. Jak ten ból rozprzestrzeniający się wraz z hemoglobiną po całym ciele, docierając w każdy zakątek, moszcząc się wygodnie, budując nowe imperium, przejmując kontrolę nad człowiekiem. Pustynnicy to maszyny, bez mrugnięcia okiem posyłający swoich na front, w nieznane, w imię celów-mrzonek. A ona, spójrz tylko na nią, Dionysius, ona jest personifikacją pustyni. Nie do zdobycia, nie do ujarzmienia, niczyja – tylko swoja. Bezwzględna. Godzina. To, wbrew pozorom, dużo czasu. Wiesz to ty, wie i ona, dlatego zamiast ruszyć w stronę regału, kończąc tę maskaradę, wydostając się z tętniących życiem katakumb, kucasz pod ścianą, naprzeciwko wejścia i obserwujesz. Ją, swoją dłoń całą już zroszoną świeżo zakrzepłymi pęcherzykami krwi, kurz wirujący w przygaszonym świetle ledwie świecących jarzeniówek. Na ile starczy ten świerszcz? Na pewno nie dotrwa godziny. Może pół, może jeszcze mniej, to nie ma większego znaczenia, bo ciebie wówczas już nie będzie. Dobrze zatem. Wstajesz, zaczesujesz zakrwawioną dłonią włosy, byleby wytrzeć juchę o cokolwiek innego niż ubranie. Ile tego zostało? Trzy półki od góry, to jakieś czterysta butelek. Kropla w morzu tego, co tu jeszcze mają, Generał nawet nie poczuje różnicy. Sprawdzasz jeszcze pobieżnie wzrokiem, jak wyglądają banderole. Wszystkie w idealnym stanie. - Cały szósty regał do utylizacji – oznajmiasz, opuszczając magazyn ledwie kwadrans od ostatnich słów kobiety. – I to, co w koszu przy drzwiach. Mógłbyś chociaż udać zmartwionego, zmęczonego nawet, a ty tylko uśmiechasz się półgębkiem, chyba licząc trochę na to, że któreś z nich zaraz zetrze ci ten grymas z mordy. Może następnym razem. Zostawiasz między wami niedokończone milczenie.
zt |
| | | Sponsored content | Temat: Re: Magazyn alkoholi | |
| |
| | | |
Similar topics | |
|
| Pozwolenia na tym forum: | Nie możesz odpowiadać w tematach
| |
| |
| |
|